Znów mam kosmicznie dużo roboty, ale udało mi się zanieść papiery na uczelnię i może od października zacznę studia magisterskie!
Poza studiami i pisaniem pracy, przez ostatnie dwa dni nie mogłam uwierzyć w telefon, który odebrałam. W ten poniedziałek znów będziemy nagrywać program dla telewizji (tym razem nieco większej. Tak właściwie to dla jednej z popularniejszych)! Jestem beznadziejna w wystąpieniach przed kamerą i strasznie się tego boję, ale trzeba pokonać własny strach, aby spełniać nawet tak małe marzenia. Poza tym trzeba coś do tego CV wpisać :<
Dzisiejszy dzień był dla mnie stresującym koszmarem, dlatego powracam do zdjęć z ciepłej Grecji (siedząc pod kocem i trzęsąc się z zimna)!
Tego samego dnia, którego byliśmy nad jeziorem, pobiegliśmy do najbliższego miasteczka. Powiedzieliśmy sobie, że chcemy popływać w morzu, chociaż tak naprawdę byliśmy zmuszeni zrobić jakiekolwiek spożywcze zakupy, bo umarlibyśmy z głodu. I tak kiedy doszliśmy nad brzeg, okazało się, że woda jest tak obrzydliwie zimna, że wystarczyło nam zamoczenie nóg. Przynajmniej na tą chwilę...
Odnaleźliśmy prawdziwie Grecko wyglądającą kapliczkę, do której można było dość tylko przez zalewaną falami kładkę
Georgioupolis okazało się być uroczym, małym miasteczkiem. Pełnym hoteli, turystów i wypożyczalni samochodów i ogólnie panujących tłumów...
... ale mimo wszystko udało nam się kupić winogrona od prawdziwego Greka. Były znacznie mniejsze od tych z naszych sklepów i na dodatek nie miały w ogóle pestek. Dziwne. Sam sprzedawca, po usłyszeniu że jesteśmy z Polski, zaczął wykrzykiwać "Jaruzelski!". Poradziliśmy mu, żeby lepiej powoływał się na Wałęsę!
Podczas pobytu zazwyczaj sami gotowaliśmy sobie wszystkie posiłki. Mimo tego postanowiliśmy korzystać w jak największej mierze z lokalnych produktów. Tak więc codziennie jedliśmy fetę, oliwki, oliwę z oliwek, tzatziki itd. Jako, że uwielbiam jeść, musiałam też spróbować małych ośmiorniczek, które znalazłam zamknięte w puszce
Jak smakowały? Jak nasze szprotki w sosie pomidorowym. Chyba się trochę zawiodłam, chociaż jedzenie takich śmiesznych macek wymagało nieco samozaparcia (nie przywykłam do jedzenia owoców morza >_<)
W nocy pobiegliśmy jeszcze na dach, aby pooglądać pełnię księżyca i spadające gwiazdy (akurat trafiliśmy na deszcz perseid). Z góry można było zobaczyć te wszystkie otaczające nas gaje oliwne.
Pomimo środka nocy temperatura wcale nie spadła, ale przynajmniej słońce nie parzyło tak skóry.
Wracając do pokoju spotkałam kilka słodziutkich jaszczurek (chociaż pan z obsługi hotelu powiedział, że na Cyprze znajdziemy kameleony, więc żółciutkie jaszczurki nie robiły już na mnie takiego wrażenia) i kilka modliszek, które wcześniej widziałam tylko w telewizji...
Tej nocy nie spałam zbyt dobrze.
Boję się robaków ;(