To teraz opowiem wam więcej o Open'erze, okej? (Akurat jadę autokarem na podkarpacie więc temat podróżniczy jest jak najbardziej aktualny):D
Razem z moimi przyjaciółmi mieszkaliśmy sobie elegancko w namiocikach na polu namiotowym tuż koło terenu festiwalu. Polecam taką przygodę każdemu. Owszem, dużo robactwa, zimne noce (chyba, że wraca się o 4 nad ranem lub później co jest rzeczą absolutnie pożądaną) i upalne poranki ( 8 rano i wszyscy ewakuują się z domostw aby leczyć kaca, albo grzecznie spać dalej na każdej wolnej przestrzeni) mogą wykończyć, ale dzięki temu czuć atmosferę festiwalu całym sobą. 2-godzinne kolejki do prysznica i dziewczyny, które z wielką chęcią potrzymają Ci drzwi do toitoika. Przecież jesteś ich koleżanką (chociaż nawet nie znacie swoich imion). Codzienna walka o przetrwanie. Mleko stoi już 3 dni i zaraz zacznie pełzać? No trudno, to dzisiaj same płatki a jutro na bogato - szprotki w sosie pomidorowym. Kolację sobie odpuścimy, wystarczy piwo (nie lubię piwa :(
Uprzejmi ludzie, przepraszający za każdym razem gdy wyrwą Ci śledzie od namiotu i zmiażdżą cielskiem Twoją tymczasową posiadłość. Oraz Ci, którzy tak samo jak Ty wracają samotnie z koncertu i chętnie Ci potowarzyszą. Co z tego, że wiesz o ich kraju tylko tyle, że jest zielony i mieszka w nim dużo owiec (pozdrawiam serdecznie Corneliusa, na pewno kiedyś odwiedzę Irlandię ;))
Chociaż sąsiadów moglibyśmy mieć troszkę bardziej kulturalnych xD