Dzisiaj trochę z innej beczki. Postanowiłam zaryzykować i pod waszym wpływem upublicznić pierwszy rozdział mojego opowiadania. Mam dlatego wielką prośbę. Wiem, że tekstu jest sporo, więc jeśli ktoś nie ma ochoty, niech nie zmusza się do jego czytania i porzuci ten pomysł zagłębiania się w niego już na wstępie :D
Do tej pory powstało już dziesięć rozdziałów a ten może być potraktowany jako oddzielna historia, pewnego rodzaju prolog przed głównymi wydarzeniami. Dalej sprawy się bardzo komplikują i przyjmują formę moich przemyśleń w trzech równoległych światach (retrospekcja, teraźniejszość po atomowym zniszczeniu Ziemi oraz senne marzenia). Przy okazji rozwiązywanych jest kilka zagadek i pojawia się wątek miłosny. Jednym słowem MASAKRA.
PS. Zignorujcie błędy. Nie miałam czasu na sprawdzenie tekstu a autokorekta często powciskała dziwne słowa >_<
PS2. Tak, opisy głównej bohaterki to charakterystyka mnie samej, nie jestem zbyt oryginalna, wolałam się na czymś oprzeć
Rzucało nami jak workami ziemniaków na furgonetce. Szare wspomnienia z dawnego życia na starej matce Ziemi. Wchodzenie w atmosferę nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć, ale było nie do uniknięcia. Smak pieczonych kartofli i dym z ogniska. Nie to się teraz liczyło. Wojna toczyła się w innych uniwersach a moje życie tak samo jak istnienia moich pobratymców przestały kogokolwiek interesować.
Nasz pilot był mocno niedoświadczony, najlepsi zginęli w pierwszych dniach walk a przyspieszone szkolenia skutkowały niewykwalifikowaną załogą. Narzekam a sama wybitnym żołnierzem nie byłam. Kilka tygodni zdołało jedynie utrwalić mi kilka najważniejszych pojęć. Umiałam trzymać karabin i rzucać granaty. Wyrobienie w sobie odwagi pozostawili do realizacji własnej. Skutki często były marne a ludzie padali jak muchy. Ale powiadają, że takie prawa wojny. Wygrają najsilniejsi. Lub raczej najsprytniejsi.
Wahadłowiec szybko wchodził w atmosferę. Niebiesko-zielona powierzchnia planety ( przypominająca trochę utracony dom) szybko zbliżała się do nas a pojazd mknął ku niej jak zachłanny komar łaknący jak najszybciej zasmakować jej słodkiej powierzchni.
Ta kraina nie była jeszcze opisana przez żadnego pioniera. Została jedynie odnotowana jako obiekt do bliższych obserwacji, a nieliczne przekazy zostały stworzone na podstawie orbitalnych obserwacji. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, dlatego oprócz nas leciało kilka szwadronów wojska. Moja załoga miała za zadanie jak najdokładniej przeczesać, opisać i udokumentować teren. Wszystkie pomiary wykonywały inne grupy, pozostałe miały unieszkodliwiać ewentualne zagrożenia.
Pojazd telepał się a przy kontakcie z powierzchnią ziemi mocno szarpnął i momentalnie zatrzymał wbijając skrzydła w piasek leżący pod jego olbrzymim cielskiem. Usłyszałam odgłos pracujących śluz. Sprawdziłam klamry w całym kombinezonie poczynając od wysokich butów, przez pasy w biodrach i na talii a kończąc na nadgarstkach i kołnierzu. Wszystko zaciśnięte. Wciągnęłam rękawiczki szyte na miarę ze skóry zwierzęcia którego nazwy nawet nie potrafiłabym wymówić. Miały pomóc mi w wykonywaniu zadań, ale według mnie krępowały ruchy. Jeśli tylko powietrze okaże się niegroźne od razu się ich pozbędę. Ostatni raz spojrzałam zwykłymi ludzkimi oczami na moich towarzyszy i wszyscy założyliśmy maski. Każdy złapał odpowiadający mu sprzęt i szybko zaczęliśmy wychodzić ze statku, którego właz już zdążył się unieść.
Mobilizacja osiągnęła swoje apogeum. Przed wyjściowym otworem sprawnie tworzyły się wyćwiczone kolumny. Odepchnęłam na bok wrodzoną niezdarność i ustawiłam się gotowa do wymarszu. W okół widziałam tylko czarne kombinezony otaczających mnie żołnierzy, nade mną wisiało rażąco błękitne niebo. Jego jaskrawość raniła oczy, dlatego szkła które miałam wbudowane w hełm zaczęły automatycznie redukować nasycenie i jaskrawość otaczających mnie barw tak, by były one jak najbardziej naturalne. Głupie nowoczesne technologie niedostosowane do indywidualnych potrzeb użytkowników. Nie wyszłam z taśmy produkcyjnej. Prosiłam o specjalny egzemplarz dla mnie, ale moja postawa została uznana za samolubną i bezpodstawną. Jakbym chciała się dzięki niej wywyższyć ponad pozostałych. Kombinacją klawiszy unieszkodliwiłam urządzenie odcinając dopływ prądu do kilku jego elementów. Kolory wróciły do jaskrawej normalności. Będę przyjmować świat takim, jaki jest. Zapamiętaj, od tej reguły nie będzie odstępstw!
Pierwsza kolumna ruszyła. Będą oczyszczać teren z ewentualnych zagrożeń czyli agresywnych jednostek zamieszkujących to otoczenie. Oczywiście jeśli w ogóle będziemy mieć z nimi do czynienia, czego zapewne wszyscy mieliśmy ochotę uniknąć.
Musiałam iść tuż za nimi czasem wybiegając przed ich szereg. Teren który fotografowałam musiał być całkowicie dziewiczy bez śladów olbrzymich buciorów. Wciągnęłam przefiltrowane powietrze całą objętością płuc. Czułam tylko metaliczny posmak urządzenia a jeden z moich zmysłów płakał nad ułomnością tego doznania.
Rozpoczęliśmy marsz. Kilkunastu rosłych facetów i niepozorna dziewczyna z warkoczem opadającym na plecy. Za nami udadzą się rzesze naukowców z obłędem w oczach zbierających próbki gleby i opisujących otaczające nas rośliny.
Pod moimi wielkimi buciorami przesuwał się piasek jak mąka, w kolorze herbacianych róż. Pył nie unosił się do góry, ale nie mnie było się w tym doszukiwać przeróżnych teorii. Moim zadaniem było wprowadzenie w badania „elementu ludzkiego”. Tak wspaniałomyślnie nazywało to dowództwo. Wojsko traktowane było jako bezuczuciowa masa, zasysająca bezbronnych obywateli a wypluwająca ich bezużyteczne zwłoki. Cóż z tego, że zgadzałam się z tym poglądem, moim celem było udowodnienie, że to nieprawda! Zostałam postawiona w roli hipokrytki i przyjęłam na własne barki ciężar tego niechlubnego obowiązku. Biegałam więc po polu bitwy z kamerą i aparatem. To zdanie kiedyś wykonywały roboty, ale efekty nie były zadowalające. Fotografie wykonywane automatycznie nie zadowalały konsumentów i nie nadawały się do folderów reklamujących nowo odkrytą planetę. A zachęcanie obywateli do kolonizacji kolejnych globów było niezwykle ważne. Nie, nie dla mnie. Moje życie i tak było już skreślone. Jak to mówił generał Yuko „dla przyszłości ludzkości. Aby geny miały się gdzie rozprzestrzeniać a człowiek zawładną tak wielką częścią wszechświata, jak tylko się da”. Pompatyczne marzenia zboczonych kretynów.
Rozejrzałam się wokół. Wszędzie widziałam palmy. Grube pnie rosły ponad 20 metrów nad powierzchnię, na szczycie rozpościerał się szeroki parasol zielonych liści, z których końców zwieszały się kolorowe, długie kwiaty wyglądające jak wijące się węże. Na końcach ich kielichów dało się zauważyć krople nektaru, który zwabiał małe latające (chociaż nazwałabym to raczej lewitacją, bo nie posiadały czegoś takiego jak skrzydła) stworzenia. Szybko przepięłam obiektyw. *trzask* *trzask* migawka pracowała jak szalona chcąc zadowolić biologów opisujących teraz skrupulatnie otaczającą nas faunę i florę.
Na czas przedzierania się przez las schowałam się za plecami olbrzymiego dryblasa. Zawsze chroniłam się za Denisem, a on wynagradzał moje zaufanie przyjacielskim poklepaniem w głowę. Większość, jeśli nie wszyscy żołnierze traktowali mnie jak młodszą siostrę, którą niedobry rząd wysłał na krwawą wojnę. Martwili się, że kobieta musi oglądać takie okropności, rozrywane wnętrzności i potwory wyłaniające się z mrocznych czeluści, których wygląd przerażał niejednego wojaka. Byłam jedną z nielicznych, które dostały się do wojska. Zadaniem kobiet w tej wojnie było zasiedlanie odkrywanych planet. Miały zebrać wszystkie swoje siły by czekać w zbudowanych własnymi rękoma domach na utęsknionych mężów wracających z frontu. Młode dziewczyny żyły z przeświadczeniem, że zaopiekują się jakimś biednym poszkodowanym weteranem i przeżyją magiczną miłość nawracając go i pokazując jasną stronę życia. Mnie takie marzenia nie dotyczyły. Zrezygnowałam z szablonowego postępowania. Nie miałam już na kogo czekać. Wolałam walczyć. Dać się zabić. Niczym nie byłam powiązana z tym porąbanym światem.
Kolumna szybkim tempem przetaczała się przez las. Wszystkie pnie wokół były takie same a monotonny widok skutecznie zniechęcał do podziwiania otoczenia. Życie toczyło się wysoko nad nami. Wśród zielonych liści. Wypadałoby się tam wspiąć, ale to później. Takie szalone pomysły mają szansę na realizację po wstępnym rozeznaniu.
Usłyszałam trzaski w moim hełmie. Ciągle biegnąc wszyscy oczekiwaliśmy na komunikat.
- Powietrze w porządku. Zawartość tlenu wystarczająca. Substancje szkodliwe w granicach normy. Grupa delta otrzymuje pozwolenie na zdjęcie kasków. Nie ma pozwolenia na zdejmowanie rękawic. Bez odwołania. Zrozumiano szeregowa?- wszyscy otaczający mnie żołnierze spojrzeli się z wielkimi uśmiechami na twarzach. Zaczerwieniłam się. Tylko ja buntowałam się przeciwko obowiązkowemu uzbrojeniu. Wiem, że miało chronić mnie przed szkodliwymi truciznami mogącymi znajdować się wszędzie, ale odbierały mi jeden ze zmysłów!
- przyjęłam!- burknęłam i zdjęłam hełm przypinając go do paska. Przez redukcję kolorów, którą uskuteczniły wbudowane okulary reszta grupy delta przeżywała właśnie wzrokowe katusze nie mogąc przyzwyczaić się do jaskrawego otoczenia. Idioci. Zawsze tak samo.
Poczułam zapach morza. Wilgotną woń spróchniałego drewna, szparagów i kwiatów. Ich zapach aż krzyczał pełnią kakofonią kolorów. Denis odwrócił się w moją stronę uradowany – Szeregowa. Zdechniesz jak to zobaczysz- jego wielkie plecy skutecznie zasłaniały mi widok, więc szybko wybiegłam przed szereg z aparatem w ręku.
- o.... kurna.- szepnęłam. Aż zaschło mi w gardle. Przede mną rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok. Niezmącony grabieżczą ręką człowieka krajobraz. Kilka metrów ode mnie znajdowało się jezioro z krystalicznie czysta wodą. Była tak przejrzysta, że nie wiedziałam dokładnie w którym miejscu piasek styka się z wodą. Nietknięta wiatrem tafla pokrywała niemal całą pustą przestrzeń. Woda, szalenie błękitne niebo, złoty piasek i zieleń palmowych liści daleko nad moją głową obsypanych tęczowymi kwiatami o uzależniającym zapachu. Chyba tak wyobrażałam sobie raj. Raj na mojej utraconej Ziemi. Wszyscy tęskniliśmy za zmiecionym w pył domem i marzeniami, które tam zostawiliśmy. To otoczenie boleśnie nam o nim przypominało. Brakowało tylko leżaka i lodów czekoladowych. To wyobrażenie tak intensywnie gryzło się z moim obecnym stanem, że aż łzy cisnęły mi się do oczu. Miałam ochotę zrzucić mundur i zniszczyć tą idealną dziewiczą harmonię, która kwitła tu od tysięcy lat. Jako mieszkanka północy cierpiałam katusze. Wiedziałam, że ludzie z okolic równika przeżywają jeszcze większe męki. Myślą o rodzinach, które zginęły patrząc na podobne widoki.
- Dajesz Mała- szepnął Denis wybudzając mnie z otępienia. Cały oddział przysiadł na skraju lasu i pożerał drugie śniadanie, aby umożliwić mi działanie. Teraz ja szłam przodem. Teren został pobieżnie przeczesany, ale wolałam zabrać ze sobą swojego dryblasa. Nigdy nie wiadomo co może czaić się w ciemnych grotach i piaskowych dziurach.
Zmęczona bieganiem od brzegu do brzegu, ciągłym kucaniem, wciskaniem spustu i turlaniem się po piasku w temperaturze 40 stopni w pełnym umundurowaniu ległam na skraju jeziora zanurzając nogi w wodzie wprowadzając zamęt w jej nieruchomej bryle. Podłożyłam ręce pod głowę i przyglądałam się jak naukowcy z podnieceniem na twarzach zbierają kolejne próbki a żołnierze rozpierzchnięci po lesie wspinali się na palmy, żeby ułatwić im pracę. Plaża nie była już tak gładka. Pełna śladów po ciężkim obuwiu przestała być idealna. A za jakiś czas cały krajobraz nabierze cech typowo antropogenicznych. Miałam na to bezpośredni wpływ, ale załamywało mnie to, że nie mogłam tego w żaden sposób powstrzymać.
Denis doczłapał się powoli i usiadł koło mnie. Dwie biedne sieroty zagubione w tym olbrzymim wszechświecie. Na dodatek żadne z nich nie przyzna się do tej słabości.
- i jak poszło? – spytał się a jego głos był przerywany przez uszkodzony hełm. Zawsze go psuł. Ten defekt wyraźnie go rozdrażnił, więc postanowił pozbyć się balastu bez zgody dowództwa (on jak i reszta typowych żołnierzy nie należała do wcześniej wymienionej grupy delta, która była formacją typowo naukowo-dokumentacyjną). Wiedziałam jak to się skończy...
- AAAA – wrzasnął zakrywając oczy – znów mi nie przypomniałaś, a na pewno o tym wiedziałaś żmijo!
Turlałam się ze śmiechu po piasku rozbryzgując na około wodę. Widok osiłka pokonanego przez własną nieuwagę wywoływał u mnie spazmatyczną reakcję. Byłam pewna, że nigdy się tego nie nauczy a ja do końca życia będę miała powód do uśmiechu.
- Przepraszam – odrzekłam ciągle nie mogąc się uspokoić – ale to w sumie przykre patrzeć jak facet Twojej postury przegrywa ze swoją głupotą – na chwilę ucichłam biorąc głęboki oddech by móc mówić dalej- Dwa tysiące.
- Niewiele – spojrzał z dezaprobatą jednocześnie dając mocnego kuksańca w ramię – wywalą Cię! Będziesz pierwszą osobą, która przeżyła wojnę i to tylko dlatego, że mogłabyś wprowadzić większe szkody wśród własnych ludzi niż niejeden obcy – teraz to on pokładał się ze śmiechu. Był taki dumny ze swojej błyskotliwej wypowiedzi.
- Wiesz, że to i tak za dużo...
- Według Ciebie – zmarszczył brwi i pogroził palcem – nawet nie waż się znów lecieć z tym do dowództwa. Teraz mówię na poważnie. Ta Twoja niewyparzona buźka będzie, zresztą już jest, źródłem niekończących się problemów!
- Denis. My i tak zginiemy. A może moja postawa jakoś wpłynie na przetarcie drogi kolejnym buntownikom? Może w końcu Góra dostrzeże w nas ludzi i pozwoli efektywniej włączyć się w pracę nad kolonizacją? Może zakończą wojnę? Może... - zatkał mi usta dłonią, bo wiedział, że i tak mnie nie przegada. Pokręcił głową.
- Szeregowa... Ja Cię lubię. Wiesz o tym. Jesteś dla mnie jak siostra i będę o Ciebie dbał. Właśnie dlatego nie mogę pozwolić, żebyś gadała takie rzeczy. Może i masz rację, ale nic tym nie zdziałasz a tylko napytasz sobie biedy.
- Blgrgrlr- nic więcej nie mogłam powiedzieć.
Bezradnie uniosłam dłonie do góry przyznając się do porażki. Uśmiechnęliśmy się do siebie i sięgnęliśmy po jedzenie. Spreparowane suszone mięso jakiegoś wodnego strusia nie należało do dań wykwintnych, ale uspokajało zbuntowany żołądek.
W pewnej chwili obydwoje, z teoretycznie niewiadomych przyczyn spojrzeliśmy się w tą samą stronę, na pnie palm rosnących po drugiej stronie jeziora.
- Olbrzymie... coś nas obserwuje... - szepnęłam do Denisa nadal obserwując otoczenie. Wokół nas nie było żadnego żołnierza. Przebadawszy okolicę udali się w stronę wahadłowca, by tam poczekać na pozostałe drużyny eksplorujące inne kwartały.
- Też mi się tak wydaje Mała – powiedział, po czym przyłożył mi rękę do piersi w geście mówiącym „siedź na tyłku i się nie ruszaj. Ja się tym zajmę” i wstał na równe nogi.
Oburzona podskoczyłam i stanęłam obok niego.
- Idę z Tobą!
- Nie Ty zostajesz.
- Idę! Potrzebujesz wsparcia!
- Uparta małpo zostajesz! Jestem tu po to, żeby Cię chronić
- Chyba kompletnie zidiociałeś, jesteś tu z polecenia dowództwa. Sama się ochronię – zdenerwowana kopnęłam go w kostkę, szybko podcięłam drugą nogę i jednocześnie złapałam go za ramię ciągnąc w dół. Niepodejrzewając niebezpieczeństwa z mojej strony i ciągle patrząc się w stronę potencjalnego wroga runął jak długi na ziemię tworząc miniaturową falę tsunami na powierzchni jeziora. Rzuciłam się w jego toń, aby jak najszybciej przedostać się na drugi brzeg.
Krzyk „zginiesz marnie dziewczyno” niósł się echem po okolicy i pędził między drzewami nie napotykając stanowczego oporu. Pokonanie wpław jeziora zajęło mi dwie minuty i powoli zaczęłam wychodzić z wody czekając na to co nadejdzie. Obejrzałam się za siebie i widziałam Denisa biegnącego w około stawu. Jego ciężki oręż nie pozwalał mu na efektowniejsze pokonanie bariery. Zbliżyłam się do drzew na odległość kilkunastu metrów i wyciągnęłam z pochwy mały nożyk. Rzuciłam nim trafiając prosto w pień palmy, za którąś coś najwyraźniej się chowało. Usłyszałam świst a na pniu zmaterializowała się olbrzymia bestia wielkości jednoosobowego wahadłowca. Przypominała ogromnego kota, budową ciała przypominała lwa, za to sierść była smoliście czarna. To za mało powiedziane. Była tak ciemna, że końce włosków aż mieniły się tysiącami kolorów przy każdym ruchu tworząc inne tęczowe układy. Długi ogon zakończony fioletowym pędzelkiem owinęła wokół palmy. Głowa zwisała w dół. Zakończona była wielkim kaczym dziobem a spore włochate uszy poruszały się szybko próbując wychwycić każdy najcichszy nawet dźwięk. Zwierzę straciło zainteresowanie nożem i odbiło się od pnia czterema łapami, na których po kilku sekundach wdzięcznie wylądowało. Stało teraz naprzeciwko, mierząc mnie wielkimi fioletowymi ślepiami. Nie potrafiłam się ruszyć. Nie mogłam wcisnąć spustu migawki. Nawet nie pomyślałam o użyciu jakiejkolwiek broni. Strach unieruchomił mnie a wszelkie pomysły na ucieczkę lub obronę wydawały się w tym momencie idiotycznymi, dziecinnymi ideami.
Słyszałam jak przez sen kroki zbliżającego się osiłka, jego sapanie i krzyk „uciekaj”. Ale ja stałam jak wryta, patrząc prosto w oczy potworowi a on gapił się na mnie i hipnotyzował wzrokiem. Gdy na chwilę go oderwał zauważył pędzącą ku mnie pomoc. Po chwili zastanowienia rozpędził się i biegiem ruszył w moją stronę. Nie miałam żadnych szans ani rozsądnych możliwości. Puściłam się pędem w stronę jeziora i zanurzyłam w jego wodzie. Bestia odbiła się od piachu tylnymi łapami a koniec swojego ogona skierowała w moją stronę. Spomiędzy włosków wystawała długa, zielona igła. Igły kojarzą mi się tylko z jednym. Z bólem i jakimś, zazwyczaj niekorzystnie działającym, płynem. Wtem usłyszałam serię z karabinu. Kierunek lotu potwora zmienił się. Zahamował w powietrzu a jego ciałem wstrząsnęły konwulsje, gdy kolejne pociski dziurawiły go na wylot. Runął do wody, ale zanim dotknął jej powierzchni rozpłynął się w powietrzu. Zniknął, zrobił się niewidzialny? Nie wiem. Z pewnością został pokonany. Nie znałam natury tutejszych stworzeń, ale liczyłam na to, że już więcej nie będę miała z nim do czynienia.
Leżałam w płytkiej wodzie, ciężko oddychając ze zmęczenia a moje uda i ręce drżały ze strachu. Denis opierał dłonie na kolanach i także próbował odzyskać siły.
- Ty skończona idiotko!!! - krzyknął podnosząc głowę do góry. Zaczął się do mnie zbliżać a ja nie miałam już sił żeby uciekać. Podszedł do mnie a jego mina wskazywała, że w tym momencie marzy o skręceniu mi karku. Złapał mnie za kombinezon na piersiach i uniósł do góry – Ty samolubna, głupia dzikusko! Mogłaś zginąć! - wrzeszczał mi prosto w twarz trzymając kilkanaście centymetrów nad wodą. Chwyciłam jego dłonie i próbowałam się wyplątać, ale nie miałam żadnych szans – zaprowadzę Cię do dowództwa. Zobaczysz. Zamkną Cię w jakiejś przyjaznej oazie dla obłąkanych i przestaniesz dostarczać mi tylu problemów! - potrząsną mną jeszcze kilka razy i cisnął do wody. Zawstydzona wstałam na równe nogi i powoli zaczęłam się do niego zbliżać.
- Przepraszam. Wiesz, że nie chciałam.
- Zawsze tak mówisz! A przez kogo lądujemy w najgorszym bagnie?
- Przeze mnie?
- Brawo geniuszu! Przysięgnij mi, że to ostatni raz! Że od tej chwili zawsze będziesz trzymała się mnie i moich rozkazów. Chcę żebyś przeżyła Szeregowa. To dzięki takim zaborczym ludziom jak Ty, uda się zbudować nowy ład.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo w tym momencie obok nas pokazał się podziurawiony potwór, z którego ran pod różnymi kątami wystrzeliwała granatowa krew brudząca krystaliczną wodę. Nie było szans na ucieczkę. Ostatkiem sił wystrzelił ogon w stronę Denisa a zielona igła wbiła się w jego udo przebijając bez problemu gruby materiał skafandra. Obydwoje jednocześnie wydali przerażające dźwięki. Potwór skonał a jego widzialne już ciało pogrążyło się w wodzie, nadal pozostając widoczne, pomimo ciemnej plamy rozciągającej się w toni. Mój dryblas zachwiał się i oparł na moim ramieniu.
- Denis! Nie umieraj mi tu! Zabieram Cię na statek. Obiecuję. To był ostatni raz!
- Szeregowa, spokojnie. Jakie ja mam teraz piękne halucynacje. Nawet Twoja bezczelność nie popsuje mi humoru. O te śliczne stworzonka tak jakby rosną i tak... zmieniają kolory. I tak śmiesznie gwiżdżą coraz głośniej. Rety i takie kolorowe chmurki! Tu wcześniej chmurek nie było a teraz takie tęczowe obłoczki tak suną! Wybaczam Ci Szeregowa. Takich wizji to ja nawet po dragach nie miałem...
Mój osiłek gadał i gadał cały swój ciężar opierając na mnie. A ja nie miałam jak mu przerwać. Czułam, że szczęka zaraz upadnie mi na ziemię. On nie miał halucynacji. I to było w tym przerażające. Ale bardziej martwił mnie fakt, że nadal żyjemy i nie wiem jak koszmarną śmiercią przyjdzie nam zginąć na tej rajskiej planecie.
Najszybciej jak mogłam wcisnęłam mu hełm na głowę i zabezpieczyłam klamrami. Później włożyłam swój. Złapałam go za ramiona i pociągnęłam niemal bezwładne ciało do wody. Wahadłowiec zaparkowany był za lasem po drugiej stronie jeziora, a łatwiej będzie mi z nim przepłynąć te kilkadziesiąt metrów, niż ciągnąć dookoła. Płynęłam ile sił w rękach i nogach. Denis zachwycony świergolił o tym co widzi na około, ale automatycznie trzepał nogami ułatwiając mi nieco wysiłek. Wyciągnęłam go na brzeg.
- Dawaj Denis, dawaj. Obudź się. Biegniemy – przechylił głowę a pod okularami widziałam roześmiane oczy. - Chodź. Dowództwo rozdaje wynagrodzenia
Na to stwierdzenie zerwał się i chwiejnym, ale stanowczym krokiem ruszył w stronę punktu wymarszu. Genialnie! Wcisnęłam guzik przy uchu.
- 1045668. Emergency problem
- O co chodzi? - odezwał się basowy głos w słuchawce
- Każcie wszystkim oddziałom się ewakuować
- Szeregowa – westchnął bezradnie mój dowódca – to bardzo kiepski dowcip
- Z takich rzeczy nie żartuję! W naszą stronę leci chmara tych kolorowych stworzeń! Nie wiem jakie dane na ich temat zebrali biolodzy, ale jak na mój gust wyglądają niebezpiecznie!
- Coś Ty znów zrobiła?
- Ratuję wam dupska
- Zakładaj hełm. Puszczam informację do wszystkich oddziałów. Bez odbioru.
Nie musiałam wspominać o tym, że prawdopodobnie to ja wywołałam atak, prawda? Biegłam cały czas za Denisem na wszelki wypadek go asekurując. Wyglądał zabawnie z rękami uniesionymi do góry i śpiewając wesołe piosenki. Gdyby sytuacja była nieco inna, bardziej korzystna, pokładałabym się ze śmiechu. W takim wypadku nie byłam nawet w stanie unieść kącików ust w niemrawym uśmiechu.
Obejrzałam się za siebie aby skontrolować tak szybko zmieniającą się sytuację. Kolorowa chmura pęczniała we wszystkich kierunkach wyglądając jak stale powiększająca się porcja waty cukrowej w którą w bezpieczniejszych okolicznościach z chęcią bym zanurkowała. Zmieniała swoje kolory poczynając od jednego brzegu. Kolor przenosił się przez całą powierzchnię obłoku zamieniając po chwili w inną barwę. Nie wiedziałam czego spodziewać się po kontakcie z nim. Otępienia, omamów, poparzenia skóry, utraty przytomności, a może był całkowicie nieszkodliwy. Wolałam nie sprawdzać tego na własnej skórze. Mój towarzysz raptownie przystanął. Obrócił się z przerażeniem w oczach.
- to się dzieje naprawdę?
- tak Denis, tak, biegnij, błagam Cię! - krzyczałam wpadając na niego i próbując przepchnąć wątłymi ramionami.
- spowalniasz nas - stwierdził - wskakuj Mała
Rozłożył ręce a ja wskoczyłam mu na plecy obejmując nogami, złapał mnie za łydki i zaczął pędzić. Jego wesołość i wiara w halucynacje rozpłynęły się w powietrzu. Dopiero po dotarciu do statku będziemy mogli wstępnie się dowiedzieć jakie działanie miał płyn wstrzyknięty przez bestię. Wtuliłam głowę w kark olbrzyma. Znowu. Jak zwykle przeze mnie ten poczciwy człowiek ma problemy. Ale w tym momencie liczyło się tylko i wyłącznie przetrwanie. Bieg po piasku był ciężki, ale on nie wyglądał na zmęczonego, nawet z tak niewygodnym balastem na karku. Po jakimś czasie wśród drzew zaczęli pokazywać się pozostali żołnierze. Wszyscy zmierzaliśmy w tym samym kierunku, do wahadłowca. Po kilku minutach tęczowa chmura spowolniła swój rozrost za to przeciągły gwizd wzmacniał swoją siłę raniąc boleśnie uszy. Denis zwolnił i postawił mnie na ziemi. Oparł dłonie na udach i walczył o oddech. Ktoś z grupy dywersyjnej podszedł do nas.
- módl się żeby wszyscy przeżyli. Inaczej osobiście ukręcę Ci kark - głośno przełknęłam ślinę. No pięknie. Znów będę miała problemy.
wow, piszesz, robisz zdjęcia, lepisz, rysujesz ... jesteś wszechstronnie uzdolniona :D
OdpowiedzUsuńhttp://candybaker.blogspot.com/
nieeeeeeeee, po prostu nie lubię się nudzić! :D
UsuńŚwietnie napisane!
OdpowiedzUsuńI na co Ty tak długo czekałaś ;P???
haha, no bo nie wiem, czy blog jest najodpowiedniejszym miejscem na publikowanie takich opowiadań, zwłaszcza ten blog :D
UsuńZawsze możesz założyć drugi na 'Opowieści Tynki' ;)
Usuńsuper, podoba mi się ♥ lubię takie opowiadana "z pamiętnika" :D
OdpowiedzUsuńFajnie się to czyta. Wprawdzie nie moje klimaty, ale powiem szczerze, że całkiem niezłe:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie ja jedna boję się pokazać swoje opowiadania:)
kolejny talent Tynki :3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ! :D
OdpowiedzUsuńWpadłam na pomysł, żebyś narysowała na tablecie tego potwora który ich obserwował, a potem zaatakował Denisa. Taki mały challenge ? Co Ty na to ? ;>
myślałam nawet o tym, ale nie mam aż takiego talentu
UsuńTen potwór mi się przyśnił i szczerze mówiąc nie umiałabym go oddać w sposób całkowicie mnie satysfakcjonujący :D
ale miło mi, ze ktoś przeczytał do końca!!!
UHUIHUHUUH :D
Też myślałam nad tym zebyś do tego opowiadania narysowała tego potwora ; D
OdpowiedzUsuńja już to 3 raz czytam !! chcę kolejny rozdział ! ^^
http://i-like-it-33.blogspot.com/
To jest ŚWIETNE!!! Czekam na następne rozdziały.
OdpowiedzUsuńSaba :D
Fajne.
OdpowiedzUsuńTak przy okazji, może byś jakieś Candy zrobiła..?
Czyta się na prawdę fajnie :) Pisz dalej, będziemy czytać :)
OdpowiedzUsuńWiecej wiecej wiecej chce wiecej. Apeluje! To powinno byc wydane! Tynka-czlowiek renesansu,czyli uzdolniony w wielu dziedzinach. :) To jest swietne! Nie sposob sie oderwac od tej lektury. P.S A czytalas moze serie ,,Tunele"?
OdpowiedzUsuń-beatka567 Pozdrawiam!
nie no, spokojnie, bez przesady :P
Usuńale pisanie do poduszki po prostu odpręża :D
nie, ale! kojarzę okładki :D
Przeczytanie tego to NIE bylo napewno zmarnowanie kilkunastu minut mojego zycia.
OdpowiedzUsuń:)
-beatka567
Świetne opowiadanie. Bardzo ciekawe. Lepisz,robisz wspaniałe zdjęcia,świetnie piszesz,rysujesz. Sama bym chciała to wszystko tak dobrze robić,jednak nie mam,aż tylu talentów :))
OdpowiedzUsuńwystarczy trochę czasu! ;)
Usuńwow! Szeregowa dawaj następny rozdział bo się wciągnęłam ;**
OdpowiedzUsuńPfy, też przeczytałam do końca i stwierdzam, że stanowczo za mało! ^.-
OdpowiedzUsuńCzekam, aż dodasz kolejną część tegoż opowiadania, bo cholernie mi się spodobało.
I fakt, twoja postać przypomina Ciebie. Ale na początku chyba każdy tak ma, że na swoim charatkerze się opiera.
Moja bohaterka też jest niemalże taka sama jak ja. ;P
Pozdrawiam Zuza
ja się opieram do końca, co więcej, szkielet całej historii to moje własne życie. A taki pamiętniczek w wersji łatwej do przełknięcia :D
Usuńno to bardzo mi miło
komplement od nienormalnej dziewczyny traktuję z podwójną mocą :D
To jest boskie!Czekam na kolejne rozdziały.Przypomina mi "Nową Ziemię"Czytałaś?
OdpowiedzUsuńnie, a fajne? :)
UsuńTak.Też science fiction.Opowiada o życiu po Wybuchu
UsuńBardzo fajne :D
OdpowiedzUsuńDużo tego :P
OdpowiedzUsuńPostaram się później przeczytać, bo teraz to dla mnie za dużo ;)
Bardzo przyjemnie się czyta .
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część ! Jak znajdujesz czas pomiędzy studiami , nauką i lepieniem na pisanie opowiadań ?
nie znajduję :D
Usuńna dodatek to tylko czubek góry lodowej jeśli chodzi o moje dziennie aktywności, dzięki czemu sypiam po 4 godziny i chodzę jak zombie :D
Jeju ale fajne <333 Będzie kolejna część ?? Mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńZapraszam - tyynka.blogspot.com
O jaa to jest świetne <3 Czekam na kolejne rozdziały szeregowa :D
OdpowiedzUsuńMasz tyle talentów, rysujesz, lepisz, zdjęcia robisz i piszesz. Wow, jak ty znajdujesz na to wszystko czas? :)
nie znajduję :D
UsuńNie no, Szeregowa, wymiatasz! :D
OdpowiedzUsuńJuż się uzależniłem od opowiadań, sam napisałem 4 rozdziały :)
Pozdrowienia, Seba
przyznam, że ja przy pisaniu opowiadania mam przednią zabawę :D
UsuńDobre opowiadanie, jedno z Twoich pierwszych czy pisałaś już coś wcześniej?
OdpowiedzUsuńpierwsze, na co dzień spisuję tylko sny ;)
UsuńCo się bd rozpisywać po prostu świetne :) czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńświetne ! Szeregowa, wymiatasz ! ;) czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńWciągające od początku do końca! Jest parę niezgrabności językowych i powtórzeń, ale pal licho, zawsze można poprawić. Uśmiałam się z opisu potwora i w ogóle podoba mi się bardzo, że historia zwiastująca coś w stylu Obcego, przechodzi płynnie w komedię. Latające, tęczowe, znikające lwy z kaczym dziobem. A to dopiero!
OdpowiedzUsuńTekst fajny, jednak robisz okropne bledy (nie chodzi o to czego word nie poprawia, tylko o to co nagminnie robisz). Spacja po myslniku w dialogachm, tekst powinien zaczynach sie bez spacji. Mala litera po wielokropku. Brak przecinkow (np. przez 'a') i zdania zaczete z malej litery.
OdpowiedzUsuńNad tym musisz popracowac, bo sa to podstawowe rzeczy, a wierz mi twoje opowiadanie jest na tyle dobre, ze zasluguje na poprawna oprawe gramatyczno-ortograficzna ;)
och robię o wiele więcej błędów, ale uważam, że jak na dyslektyka nieźle mi idzie :D
Usuń