Tamron SP AF 17-50 mm f/2.8
Tamrona kupiłam na allegro. Jeśli jesteście zainteresowani, możecie wrzucić go w ceneo i zobaczyć ile takie szkło może kosztować. Mi udało się upolować go za 200 zł (także nie wmawiajcie mi, że się nie da dziubaski! Po prostu trzeba porządnie szukać!)
Jakaż byłam szczęśliwa, że w końcu mam czym zastąpić swój obiektyw kitowy, którego miałam serdecznie dość! Po wyjeździe do Grecji stwierdziłam, że nie nadaje się do niczego i szkoda go w ogóle trzymać. Sprzedałam go jakiejś poczciwej anonimowej osóbce, która się z nim teraz męczy (chociaż mam nadzieję, że będzie miała z niego lepszy pożytek niż ja!)
Nowym obiektywem byłam zachwycona. Jego uniwersalność zepchnęła na dalszy plan wszystkie pozostałe szkła (dosłownie! Przez 2 miesiące był niemalże non stop podpięty do body i z łatwością zastępował nawet moją ukochaną portetówkę). Nadaje się świetnie zarówno do plenerów, jak i portretów (a dzięki autofocusowi i dużemu polu widzenia, także do samojebek)
Dzięki ładnemu rozmyciu i wysokiej jasności, tło wychodzi z eleganckim, nie za mocnym bokehem.
Dodatkową zaletą jest to, że nie jest stałoogniskowy (prostym, ludzkim językiem - ma takie pokręciołko, dzięki któremu można przybliżać i oddalać. Taki jakby zoom!). Mogłam więc stanąć sobie dalej od fotografowanej osoby, dzięki czemu proporcje twarzy były zupełnie naturalne.
Na dole przykładowe portrety zrobione w ostatnim czasie:
A teraz kilka widoczków. Lubię, gdy pomimo dalekiej odległości fotografowanych obiektów, daje się wyczuć pewną głębię i dzięki nawet delikatnemu rozmazaniu ukazać poszczególne plany. W przypadku tego obiektywu byłam na to skazana (o czym jeszcze nie wspomniałam) i nawet przez chwilę mnie to nie zmartwiło. Podobny efekt udawało mi się uzyskiwać przy użyciu Canona 50 mm, ale przez jego małe pole widzenia, często nie mogłam uchwycić pełnego obrazu, albo musiałam się znacznie oddalać od fotografowanego tematu.
Jego niska cena spowodowana była przede wszystkim lekkim uszkodzeniem - nie działały listki przesłony, przez co były cały czas otwarte na 2.8. Osobiście mi to nie przeszkadzało, bo i tak zazwyczaj korzystam z najniższych wartości. Mimo wszystko, nie był to nowiutki egzemplarz i byłam świadoma, że poprzedni właściciel nie zajmował się nim w należyty sposób.
Pomimo świetnie układającej się nam współpracy (wszystkie zdjęcia na blogu przez ostatnie 2 miesiące były robione właśnie nim), i ogromnej miłości, obiektyw się popsuł. Nie wiem dlaczego, prawdopodobnie został uszkodzony przez przypadek. Nawet nie wiem w jakim momencie. Koszt naprawy to co najmniej 500 złotych, więc jak łatwo policzyć- kompletnie mi się to nie opłaca.


Mimo moich dość smutnych doświadczeń z tym obiektywem, był to najlepszy i najbardziej uniwersalny kozak, jakiego miałam. Był stosunkowo ciężki, ale czułam w dłoniach, że TAK, TERAZ WŁAŚNIE ROBIĘ ZDJĘCIE. Więc jeśli kiedykolwiek go spotkacie - nie wahajcie się przed adoptowaniem go, zwłaszcza jeśli będzie w atrakcyjnej cenie. Dostaje on ode mnie w pełni zasłużoną rekomendację! ;)
Z racji tego, że w tym momencie zostałam pozbawiona jakiegokolwiek uniwersalnego szkła, zdecydowałam się na zakup kolejnego, jeszcze tańszego obiektywu! Ale o nim opowiem, jak już go porządnie przetestuję (przyszedł dopiero wczoraj i na razie się poznajemy). Mam nadzieję, że praca z analogami i stałoogniskowcami wyjdzie mi na dobre!
Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania, albo czegoś nie opisałam zbyt dokładnie,- śmiało, można wypytywać!! ;)